KAPLICZKA

     O wojnie polsko-radzieckiej z roku 1920 napisano już prawie wszystko. Nie ma już ludzi, którzy pamiętaliby tamte wydarzenia, a więc pozostały nam tylko ich wspomnienia, czasami jeszcze schowane w rodzinnych archiwach. Wydobywane z nich przy okazji domowych porządków, renowacji starych domów i strychów, stanowią uzupełnienie znanych historycznie faktów.

     Czasami są to pamiątki, choć nie związane bezpośrednio z tamtymi krwawymi wydarzeniami, niezwykle ważne, szczególnie dla lokalnej społeczności. Ważne dlatego, że przypominają niezwykłą jedność polskiego społeczeństwa w obliczu zagrożenia, które mogło skończyć się utratą dopiero co odzyskanej wolności. Taką pamiątką jest kapliczka w Strachowie-Nadliwiu.

     Jej historia jest niezwykła, bo choć po zwycięskiej wojnie postawiono w Polsce wiele pomników,  niewiele z nich przetrwało wojenne i powojenne zawieruchy. Nasza kapliczka jest jednym z niewielu. Powstanie jej opisuje pan Maciej Woliński, potomek założycieli Nadliwia:

     Na działkach kupionych od mieszkańców Strachowa w 1904 roku, grupa przedstawicieli warszawskiej inteligencji, stworzyła coś na kształt spółdzielni wypoczynkowej.  Powstały wkrótce letnie wille dla każdego z członków, ale były też tereny wspólne: plac tenisowy, stołówka, biblioteka i domki dozorców.  Osiedle miało bezpośredni dostęp do Liwca. Osiedle przyjęło nazwę Nadliwie.

     Na tym właśnie wspólnym terenie Nadliwiacy w latach trzydziestych zbudowali kapliczkę na pamiątkę odparcia nawały bolszewickiej w roku 1920. Kapliczka powstała w fabryce Jana Rudnickiego, posła na Sejm Ustawodawczy. Ma ona formę słupową. Obelisk jest z piaskowca. W przeszklonej wnęce znajduje się obraz Matki Boskiej Częstochowskiej namalowany przez Marię Gerson- Dąbrowską, córkę malarza Wojciecha Gersona.

     Zwycięska bitwa warszawska nazywana jest Cudem nad Wisłą. Rzeczywiście był to cud, choć wsparty doskonałą taktyką wojskową. Ale także przetrwanie tej kapliczki przez okres okupacji hitlerowskiej, przez mroczny okres stalinizmu – jest swojego rodzaju cudem. Później, w latach 70-tych ubiegłego wieku, choć obiektom sakralnym nie groziło już zniszczenie – napisy na jej cokole mogły zostać starte.  A jednak przetrwała. Właściwie to wszyscy okoliczni mieszkańcy wiedzieli, że kapliczka w Strachowie jest zagrożona przez widniejący na niej napis. I nie tylko mieszkańcy, wczasowicze i turyści też. Grzybiarze i wędkarze. Wielu podchodziło do kapliczki, żegnało się... A byli to różni ludzie, jednak kapliczkę otaczał jakiś nimb, była otoczona jakąś niewidzialną ochroną i wierzeniem, że targnąć się na nią nie wolno.

     Ja też o niej wiedziałem. Pokazał mi ją kiedyś mój brat, gdy szliśmy z kołpakiem na ryby. Ale o Cudzie nad Wisłą dowiedziałem się dopiero w łochowskim liceum. Podobnie jak o Katyniu, opowiedziała nam Pani Historyczka na zajęciach zdecydowanie poza programowych…

Na prośbę Haliny napisałem wiersz o kapliczce i jej cudownym powrocie do życia.

 

Przez lat wiele stała skromnie,

Zapomniana, zaniedbana,

Wciąż czekała na czas wspomnień,

I wreszcie się doczekała.

Bluszcz, co napis wciąż osłaniał,

Już jej dziś nie zazielenia,

Chłop, co się kapliczce kłaniał

Już nie musi bać się cienia.

"Cud nad Wisłą" - to zwycięstwo

Z historii nam w wymazano,

Patriotyzm, polskie męstwo,

Było rzeczą nam nieznaną.

Nikt nas o tym nie nauczał,

Tylko czasem po kryjomu,

Dziadek coś pod nosem mruczał,

Gdy nie było obcych w domu.

Pewnie byśmy zapomnieli

O tym nadwiślańskim cudzie,

Lecz się za historię wzięli,

Mądrzy i szlachetni ludzie.

Najpierw ci co postawili

Tę kapliczkę w leśnych cieniach,

Potem ci, co tutaj żyli

I chronili od zniszczenia.

Wreszcie, dwaj panowie z rady,

przywrócili ją do życia

Ocaloną od zagłady

Wydobyli ją z ukrycia.

Od tej chwili przeminęło

Kilkanaście lat dopiero,

Dziś możemy, kończąc dzieło,

Zakrzyknąć: chwała bohaterom!