Rozmyślania przy kufelku

Filozofia

 

Zapewne każdy widział kiedyś mężczyzn, którzy samotnie piją piwo z kufla. Wśród tych mężczyzn trafiają się prawdziwi myśliciele. Gdyby mogli oni w momencie, gdy pociągnęli już pierwszy łyk, przelać na papier swoje myśli! Głębia tych przemyśleń zadziwiłaby niejednego filozofa, który studiował przez lata historię filozofii od Platona do Kołakowskiego.

Są to echa osobistych doświadczeń, opowiadań kolegów, obserwacji bliższych i dalszych znajomych, niespełnionych marzeń i planów na przyszłość. Wszystko to skłębione w umyśle, wrzucone byle jak do szarych komórek, bez żadnego katalogu i spisu, pod wpływem pienistego płynu zmienia się uporządkowaną treść. Teraz niestety kufle zdarzają się rzadko, a trudno być filozofem nad plastikowym kubkiem lub szklanką z logo browaru. To musi być kufel, najlepiej taki w pionowe prążki, ciężki, niemniej świetnie pasujący do ręki. Taki z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, z Urlanki, jadowskiej restauracji czy praskich barów typu Oaza lub Wiktoria. Dawne to czasy, a tych miejscach są teraz jakieś kejefsi, macdonaldy i pizzerie. Gdzież tu pole dla prawdziwego myśliciela, jedyne nad czym można się zastanawiać, to z czego to jedzenie zostało zrobione, a brązowy płyn nazwany przez pomyłkę coca-colą (czy ktoś jeszcze pamięta smak prawdziwej coca-coli w charakterystycznej szklanej butelce?) skłania do zapytania: świecie, dokąd zmierzasz? Pytanie pozostanie oczywiście bez odpowiedzi, bo nie mogą odpowiedzieć wielokrotnie odgrzewane kurczacze zwłoki ani kanapka z „Bóg wie czym”.

            Przepraszam za ten wtręt, ale ogarnia mnie bezbrzeżne zdumienie gdy dorosły mężczyzna kupuje coś co się nazywa cheeseburger i popija tym czymś pompowanym ze szlaucha, zamiast wziąć golonkę z rusztu albo gotowaną z przyprawami, z chrzanem i chlebkiem i popić to porządnym kuflem piwa. Powiada się, że prawdziwy mężczyzna musi zbudować dom, spłodzić syna  i posadzić drzewo. Ale jeśli pod tym drzewem w letni wieczór nie wypije zimnego, pienistego piwa, to czegoż nauczy on swego syna i czy zbudowany dom da mu radość? Jestem pewien, że nie.

            Wracając do naszych filozofów, robią oni poważny błąd. Z reguły nie zapisują swoich myśli i to niezmierzone bogactwo, które utrwalone być może uchroniłoby ludzkość przed powielaniem tych samych błędów, bezpowrotnie zostaje stracone. A jeśli nawet mają przy sobie jakiś notatnik, to wrodzona wstydliwość męskiej rasy nie zezwala na jego wyciągnięcie. Aby dodać sobie odwagi zamawiają drugie i trzecie piwo, a kiedy wstydliwość już zniknie, nie bardzo pamiętają o co im chodziło. Doświadczyłem tego na sobie metodą prób i błędów, że najlepsze myśli przychodzą przy pierwszym kuflu między pierwszym łykiem, a przedostatnim. Oczywiście łyk łykowi nierówny, jest to, powiedzmy, sprawa indywidualna, ale prawdziwy filozof poznaje piwny bukiet powoli, podchodzi do piwa z należytym dystansem, a piwo mu odwzajemnia się jasnością myśli i trafnością czynów. Nie należy tutaj mylić filozofa ze smakoszem, choć i tym drugim należy się szacunek. Myśli smakosza krążą bowiem tylko wokół piwa i nic się dla niego nie liczy. Dla filozofa piwo jest drogą, dla smakosza – celem.

            Nie bez znaczenia jest tutaj to, co się w kuflu znajduje. Mnie najlepiej się myśli przy czeskim Złotym Bażancie, niemieckim Krombacherze i porterze z Żywca. Trochę słabiej myślę przy Guinnessie, a to dlatego, że część rozważań poświęcam wysokiej cenie tego, najlepszego (dla mnie) piwa na świecie. Jednak gatunek piwa jest tu sprawą indywidualną i też trzeba dojść do „swojego” wyżej wspomnianą metodą prób i błędów. A materiał do prób jest obfity. Stanowczo odradzam piwa bezalkoholowe. Już samo nazwanie tego płynu piwem, budzi mój stanowczy sprzeciw. Jest przecież piękna staropolska nazwa podpiwek  (domowy świetnie gasi pragnienie w upalne dni) i tego się trzymajmy.

            Kiedy już będziemy wiedzieli, które piwo wpływa najlepiej na pracowitość naszych neuronów (to takie komóreczki w mózgu) trzeba znaleźć spokojny kącik, wziąć zeszyt, długopis, kufel i piwo. Usiąść wygodnie, odkorkować (raczej odkapslować) butelkę i spokojnym strumieniem przelać je do kufla. Już sam ten proces wpływa dodatnio na naszą intelektualną wrażliwość. Potem tylko jeden łyk… i już można pisać.

            Oczywiście dopuszczalne są modyfikacje. Można pisać na komputerze, ale wtedy trzeba mieć silną wolę i nie interesować się internetem. Poza tym, moim zdaniem, promienie, które wysyła ekran monitora źle wpływają na jakość piwa. Piwo traci swą nadzwyczajną moc oddziaływania na męską psychikę. Piszę tutaj o męskiej psychice, gdyż prowadziłem studia tylko nad tą częścią naszego społeczeństwa, nad psychiką damską nie będę się zastanawiał, gdyż mężczyzn można jakoś pogrupować, natomiast każda kobieta jest inna. I każdej można poświęcić odrębną pracę doktorską. Zresztą, nie jestem zwolennikiem kobiet pijących piwo z kufla.

            Najwyższy czas połączyć przyjemne z pożytecznym! Pijmy i twórzmy.

            Pośród piwa aromatu,
            Piękni i mądrością wsparci,
            Pokażemy jeszcze światu,
            Co jesteśmy warci!    

        Felietony pod wspólnym tytułem „Rozmyślania nad kufelkiem” pisałem przez kilka lat do „Łącznika Mazowieckiego”. Jednakże moje przemyślenia w tamtym okresie miały pewne cechy niepożądane, zbytnie krytykanctwo, słabe podejście do tematu i wpływy osób trzecich. Toteż po totalnej krytyce SKORPIONA, zakończyłem cykl. Pan Skorpion miał absolutną rację, że wytknął mi błędy  i wciąż pozostaje moim niedoścignionym wzorem. Pozdrawiam pana, panie Skorpionie, szkoda, że tak się zakończyła nasza przygoda z Łącznikiem.