JASNOWIDZENIE

 

            Podobno trudno być prorokiem we własnym kraju. W Polsce w szczególności. Zresztą teraz proroków już nie ma, są za to jasnowidze. Właściwie co drugi Polak jest jasnowidzem, bo jakże często w rozmowie prywatnej, albo w telewizji słychać zdanie: a nie mówiłem! Tylko jakoś te słowa prorocze zaginęły w ludzkiej pamięci i musimy wierzyć na słowo.

            Historia poucza nas, że przepowiadanie przyszłości zawsze było niezwykle popularnym zajęciem, często intratnym lecz również niebezpiecznym. Każdy władca miał astrologa, który z gwiazd (bo fusów po kawie jeszcze wtedy nie było) wróżył wynik wojennej wyprawy, trwałość rządzenia lub trafność związku małżeńskiego. I tu tkwiło niebezpieczeństwo, że w razie nietrafnej przepowiedni wkurzony władca może kazać skrócić astrologa o głowę. Dlatego astrolog musiał być także dyplomatą, mówić niezrozumiale, kręcić, podlizywać się i mówić: tak, królu masz szansę na zwycięstwo,, ale musisz trzy razy splunąć przez lewe ramię nim kogut zapieje. Zawsze można się było tłumaczyć, że splunął dwa razy, albo zapomniał, albo nie słyszał koguta. W Makbecie Szekspira czarownice przepowiadają królowi, że będzie panował tak długo, dopóki las Birnam nie przyjdzie do niego. Makbet myślał, że będzie rządził wiecznie, tymczasem atakująca go armia zamaskowała się gałęziami drzew tegoż lasu i … las przyszedł do niego. Z tego płynie nauka, że wróżby nie można brać dosłownie.

            Wielkim przepowiadaczem był Nostradamus. Podobno przewidział wszystko, choć z punktu widzenia przeciętnego czytelnika jego przepowiednie spisane w formie czterowierszy bez wskazania choćby przybliżonej daty wydarzenia przypominają majaczenia związane z delirium tremens. Uczeni muszą doszukiwać się w tych słowach sensu i tłumaczyć je maluczkim, podobnie jak poezję Norwida, której nikt tak naprawdę nie rozumie. Byli jeszcze inni jasnowidze, jeden nawet żyje w Polsce, ale jego przepowiednie opierają się na przysłowiu: Na świętego Hieronima, jest deszcz albo go ni ma.

            Większe, moim zdaniem znaczenie, mają przepowiednie niejako przypadkowe. Oto francuski pisarz Juliusz Verne „wymyślił” w XIX wieku podwodny okręt o napędzie atomowym, loty w kosmos, telewizję i nowe związki chemiczne. A malarz Leonardo da Vinci żyjący na przełomie XV i XVI wieku zaprojektował helikopter, czołg, spadochron, urządzenia hydrauliczne, pompę i prawdopodobnie centralne ogrzewanie, którym nikt się nie zainteresował, jako że we Włoszech nie ma zimy.

            Współczesne przepowiednie dotyczą tylko dwóch dziedzin: pogody i polityki. Pogoda jest dla ludzi bardzo ważna. Małe mieszkania, przeważnie z oknami na jedną stronę świata powodują, że jesteśmy ślepi na trzy pozostałe strony. Mamy np. okna na południe, świeci słońce i wybieramy się na plażę, a tymczasem od północy zbliża się tornado, którego nie widzimy. Jesteśmy skazani na panią Słupkowską lub na pana Kreta. Oni nam mówią jak jest dziś i co będzie jutro lub pojutrze. O ile przepowiednia na jutro jest prawie pewna, to na dalsze dni tak dobrze nie jest. A prognoza długoterminowa to zwykłe oszustwo. Przepowiadacze pogody mają szczęście, że minęły czasy ścinanych astrologów i palonych czarownic…

            Dzisiaj wróżbiarstwo ma się dobrze, ba, jest nawet w spisie wykonywanych zawodów. Współczesna wróżka płaci podatki i stos jej nie grozi, najwyżej wizyta urzędnika skarbowego. Ale przecież taką wizytę chyba potrafi sobie wywróżyć…

            Z polityką jest gorzej niż z pogodą, bo ta jest zupełnie nieprzewidywalna. Weźmy na przykład zbliżające się wybory do tzw. parlamentu europejskiego. Jest to biurokratyczny twór nikomu niepotrzebny, który wydaje mnóstwo zupełnie bzdurnych przepisów, często sprzecznych z prawem krajowym. W zasadzie każdy projekt jest przegłosowywany na „TAK”, bo po pierwsze liczy się zwykła większość głosów (tak jak u nas w tzw. drugim terminie jakiegoś zebrania), a po drugie większość posłów włada tylko własnym językiem i to w zakresie podstawowych słów. Tu żaden tłumacz nie pomoże. A słownictwo prawnicze, ekonomiczne, techniczne, nawet rolnicze, jest skomplikowane. Wychodzą z tego takie kwiatki jak ślimaki zaliczone do ryb, marchewka do owoców i setki podobnych, których nikt nie wdraża w życie i nikt się nimi nie przejmuje. Jest taka strona internetowa EUR-Lex.europa.eu, jeśli ktoś jest ciekaw, bardzo pouczająca lektura.

            Z wyborami jest kłopot. W naszej obecnej sytuacji najlepszym wyjściem wydaje się zbojkotowanie wyborów. Nie iść, nie głosować. Ale wtedy wejdą do parlamentu ci, których zupełnie nie trawimy, a mogliśmy naszym głosem ich nie puścić. A wejdą, bo znów liczy się zwykła większość, nawet gdy pójdzie głosować 1% wyborców. Czysty idiotyzm lub raczej wypaczona demokracja, której naczelne zasady brzmią: rządzi większość oraz nieobecni nie mają racji. Przy takiej ordynacji wyborczej wcześniej czy później dojdzie do głosu „tawariszcz mauzer”.

            Czyli pójść – źle, nie pójść – też źle. Cokolwiek zrobisz – będziesz żałował, jak odpowiedział filozof na pytanie: żenić się, czy nie? Moim zdaniem, trzeba iść i zagłosować na pana Korwina.

            A kto wygra te wybory, to nawet Nostradamus nie przepowiedział. PO – straciła zaufanie młodych ludzi, PiS – traci cały czas, bo jego twardy elektorat stopniowo przechodzi do lepszego świata, SLD zdradził ideały lewicy i socjalizmu, PSL już nie dba o interesy rolników (poza KRUS-em), Palikot się wypalił, a pozostałe partie się nie liczą.

            Nie jestem jasnowidzem. Ale spróbuję. Wygra PiS, druga Platforma, trzeci Korwin. Reszta to przegrani, łącznie z pozostałą częścią Narodu.