JASNOWIDZENIE

 

            Podobno trudno być prorokiem we własnym kraju. W Polsce w szczególności. Zresztą teraz proroków już nie ma, są za to jasnowidze. Właściwie co drugi Polak jest jasnowidzem, bo jakże często w rozmowie prywatnej, albo w telewizji słychać zdanie: a nie mówiłem! Tylko jakoś te słowa prorocze zaginęły w ludzkiej pamięci i musimy wierzyć na słowo.

            Historia poucza nas, że przepowiadanie przyszłości zawsze było niezwykle popularnym zajęciem, często intratnym lecz również niebezpiecznym. Każdy władca miał astrologa, który z gwiazd (bo fusów po kawie jeszcze wtedy nie było) wróżył wynik wojennej wyprawy, trwałość rządzenia lub trafność związku małżeńskiego. I tu tkwiło niebezpieczeństwo, że w razie nietrafnej przepowiedni wkurzony władca może kazać skrócić astrologa o głowę. Dlatego astrolog musiał być także dyplomatą, mówić niezrozumiale, kręcić, podlizywać się i mówić: tak, królu masz szansę na zwycięstwo,, ale musisz trzy razy splunąć przez lewe ramię nim kogut zapieje. Zawsze można się było tłumaczyć, że splunął dwa razy, albo zapomniał, albo nie słyszał koguta. W Makbecie Szekspira czarownice przepowiadają królowi, że będzie panował tak długo, dopóki las Birnam nie przyjdzie do niego. Makbet myślał, że będzie rządził wiecznie, tymczasem atakująca go armia zamaskowała się gałęziami drzew tegoż lasu i … las przyszedł do niego. Z tego płynie nauka, że wróżby nie można brać dosłownie.

Już kilka razy zarzekałem się, że nie będę zamieszczał tekstów politycznych, ale jak tu patrzeć obojętnie na tę naszą rzeczywistość. Aż się prosi, aby napisać kilka słów komentarza, póki jeszcze można…

            Ostatnio chyba pisałem o Sarkozym, a było to prawie dwa lata temu. Biedny Nicolas chce wrócić do polityki, ba, chce startować w wyborach prezydenckich w 2017 roku. Carla bardzo się posunęła przez te dwa lata, a w sumie jest już z nim ponad 6 lat! Toż to rekord świata ( u niej). Jest jeszcze dosyć młoda i chyba wreszcie zauważyła, że Nicolas to zwykły fircyk. Kilku takich pojawiło się jednocześnie na arenie Unii Europejskiej, np. Berlusconi, Blair, że o polskich nie wspomnę. Nic dziwnego, że Putin przestał traktować Unię jak równorzędnego partnera.

            No, ale teraz mamy większe zmartwienia niż bunga bunga. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego referendum na Krymie jest bezprawne. Skoro każda polska gmina może przeprowadzić referendum np. w sprawie odwołania wójta, to dlaczego autonomiczna republika tego nie może? Do tej pory nasi politycy nie uzasadniali odmowy uznania referendum za prawidłowe, bo pewnie tylko powtarzali po premierze. Dopiero jedna mądra pani profesor chyba z Katowic wyjaśniła to mnie i paru innym osobom w telewizji. Otóż zdarza się, że jakaś część terytorium danego państwa chce się od tego państwa odłączyć, np. ze względów etnicznych, wyznaniowych lub gospodarczych. W związku z tym może przeprowadzić referendum, ale tylko za zgodą tego państwa! W dodatku to referendum będzie tylko informacją, że oni chcą mieć swoje państwo. Toteż praktyka pokazuje, że takie referenda poprzedza jakaś wojna, ludobójstwo i terroryzm, które zmuszają państwo do zgody na oderwanie się jego kawałka lub całkowitego rozczłonkowania (Sudan – Sudan Południowy, Jugosławia, Kosowo - Serbia, Palestyna - Izrael). Prawo międzynarodowe zabezpiecza w ten sposób interesy przede wszystkim dużych, demokratycznych państw. Cóż, nie po raz pierwszy między prawem a sprawiedliwością nie ma zgody…

            Dlaczego nawet małe społeczności chcą mieć własne państwa? Bo wydaje im się, że w gronie rodaków będzie im się żyło lepiej, że są niewielkie państwa, które mają się dobrze: Belgia, Dania, Holandia, Luksemburg. I to jest prawda, ale te kraje dochodziły do dobrobytu po kilkaset lat. Tylko niektórym nowo powstałym państwom się udaje. Udało się Słowenii i Chorwacji, pozostałym po byłej Jugosławii już nie bardzo. Czy uda się Krymowi – nie wiem. Jeśli wszystko zakończy się bez strzelania, to ma szanse, bo patrząc na położenie geograficzne, to może być „raj na ziemi”. Ale jeżeli dojdzie to wojny, to będzie cmentarz.

            Państwa demokratyczne nigdy nie uznają secesji Krymu, bo boją się precedensu. Wiele z nich ma problemy z mniejszościami na swoim terenie. Szkoci chcą się oderwać od Wielkiej Brytanii, Katalonia i Kraj Basków od Hiszpanii, w Belgii chcą się rozłączyć Walonowie i Flamandowie, we Włoszech pomrukuje Tyrol i Sycylia, Chiny musiałyby uznać Tajwan i Tybet. Nawet wielkie Stany Zjednoczone miewają kłopoty z Teksasem i Kalifornią. A u nas jest Śląsk…

            Nie wiem jak zakończy się ten cały konflikt, mam nadzieję, że obejdzie się bez armat. Ale jak by się nie skończyło jedynym wielkim przegranym będzie Polska. Kto wie czy nie będzie to ostateczny koniec naszej państwowości. Wtrąciliśmy się w nie swoje sprawy, rząd (chciałbym powiedzieć nasz) więcej dba o sprawy Ukrainy niż o własne. Naraża naszą suwerenność w imię jakichś wartości, których nie rozumiem. Już jest wstrzymany eksport wieprzowiny, jutro Rosja nie przyjmie jabłek, cebuli, gruszek, kapusty i przetworów mlecznych. Minister pociesza, że to „tylko” 20% naszego eksportu. I proponuje, by producenci tuczników przekwalifikowali się na producentów… gęsi. Albo wołowiny do uboju rytualnego, który w Polsce jest zakazany. Cały eksport rytualnej wołowiny do Izraela i krajów arabskich przejęła Francja i parę mniejszych państw UE. A Polska ma gó..o. Jak zwykle zresztą.

            Na zakończenie druga zwrotka hymnu Ukrainy:

 

Staniemy bracia do krwawego boju od Sanu do Donu,

Panować w domu ojców nie damy nikomu.

Czarne Morze się uśmiechnie, dziad Dniepr rozraduje,

W naszej Ukrainie dola się odmieni.

 

Jaki to miły test dla polskiego ucha! Warto pomagać Ukraińcom, już oni się nam odwdzięczą jak słychać w hymnie. Osobom, które nie znają geografii, przypomnę, że San jest w Polsce.