Istota życia polega na dobrym użyciu czasu…

O tempora, (o mores!)

 

            Tym okrzykiem starożytni Rzymianie pozdrawiali młodzież wracającą nad ranem do domu, a po polsku oznacza to: o czasy, o obyczaje! Na temat zachowań nam współczesnej młodzieży żaden Grek nie potrafiłby sklecić stosownej sentencji. Niemniej, nie będę pisał o moralności i obyczajach, gdyż nie czuję się mocny „w tym temacie”. Przyjrzę się bliżej pierwszej części okrzyku (stąd nawias) i nie czasom lecz czasowi.

            Przeprowadziłem małą sondę na temat czasu. Zdania były różne, ale nikt nie potrafił podać właściwej definicji czasu. Jedna osoba stwierdziła, ze to jest coś, co jest, a czego nie widać, druga zaś, że to jest coś związanego z życiem, niekoniecznie biologicznym. Zagłębiając się w to dosyć ryzykowne stwierdzenie, trzeba zadać sobie pytanie czy terminem „życie” można określić istnienie materii nieorganicznej. Innymi słowy mówiąc, czy planety krążące wokół Słońca lub w ogóle wszystkich słońc we wszechświecie – żyją? Swoiste perpetuum mobile jakim jest nasz i nie tylko nasz Układ Słoneczny (gwiazda + planety wokół niej), ruch obrotowy, jednostajny, dający się obliczyć i przewidzieć, robi wrażenie życia. Oczywiście ruch ten nie będzie trwał wiecznie, choć naukowcy nie są zgodni co do tego, jak długo kręcimy się wokół Słońca i jak długo jeszcze będziemy się kręcić, ale rozbieżności nie są duże, wynoszą raptem kilka miliardów lat. Średnio uważa się, że Ziemia istnieje 5 miliardów lat i będzie jeszcze istnieć drugie tyle. Porównanie do perpetuum mobile może nie jest najszczęśliwsze, bo przecież siły do tego kręcenia planety czerpią ze Słońca (to już wyższa matematyka i trzeba się cofnąć do chwili powstania naszej gwiazdy), lecz zlepek kamieni, który jeszcze niedawno nazywano Plutonem, pędzący z ogromną prędkością w kosmicznej pustce bez żadnego silniczka jest czymś zaskakującym. Gdyby człowiekowi udało się stworzyć taką maszynę, która pracowałaby na tych samych zasadach, oczywiście w mniejszym wymiarze, może nie 10 mld lat (nie bądźmy zachłanni) ale, powiedzmy,  1000 lat… Toż to by była rewolucja!

            A Pluton krąży w takiej odległości od Słońca, że naukowcom nie starczyło liczb do jej napisania i stworzyli sobie jednostkę astronomiczną. Jest to odległość jaką przebywa światło w czasie 8,317 minuty (czas w jakim światło słoneczne dociera do Ziemi).  W przeliczeniu na kilometry to jest 149 597 871, bo światło płynie z szybkością 300 000 km/sek. Ale mogą być niewielkie różnice w obliczeniach, choć przy tych wielkościach nie ma to większego znaczenia. Zresztą nawet astronomowie zaokrąglają tę jednostkę do 150 mln km. Ale ta jednostka okazała się zbyt mała na kosmiczne odległości, więc powstał rok świetlny czyli odległość jaką światło przebywa w ciągu naszego, ziemskiego roku. I to było mało. Stworzono parseka (3,2616 roku świetlnego) ale nawet najtęższe głowy nie są w stanie powiedzieć ile to jest w przeliczeniu na kilometry. Jednakże zupełnie inaczej brzmi stwierdzenie, że odkryliśmy planetę w odległości 10 parseków niż, że jest ona bardzo daleko. Chociaż w gruncie rzeczy na jedno wychodzi.

            Wracając do Plutona albo do tego co z niego zostało po paru konferencjach astronomów z całego świata, to krąży on w średniej odległości 40 jednostek astronomicznych od Słońca. Średniej, bo planety nie mają orbit kolistych, jak nas uczono w szkołach i taki Pluton obiega Słońce po orbicie przypominającej spłaszczone koło.

Teraz za pomocą prostego mnożenia możemy znaleźć się w szeregach naukowców. Ponieważ jestem szczęśliwym posiadaczem kalkulatora produkcji chińskiej, nie wystawiając nikogo na niepewną próbę, obliczyłem, że 40 jednostek astronomicznych to jest 5 mld 983 mln 914 tys. 840 km. I co z tego wynika? Obawiam się, że nic i do definicji czasu nie zbliżyłem się ani o krok.

Pytanie jest następujące. Czy, gdyby nie istniało życie biologiczne i planety też stałyby w miejscu, czy czas by istniał? Pewnie tak, choć nas by nie dotyczył, a jedynym jego znakiem byłoby stopniowe „wypalanie się” Słońca. Pewnie taki czas miałby inne parametry, ale kto miałby go zmierzyć? I po co? Taki czas płynąłby może wolniej, a może szybciej? Z kosmosu wiałoby nudą, nic by się nie kręciło, nie byłoby naturalnych ani sztucznych satelitów, toteż znudzone Słońce wypaliłoby się szybciej, tak jak się wypala znudzony człowiek.

Żeby dojść do sedna sprawy, trzeba się dowiedzieć, co na ten temat piszą encyklopedie. A piszą dużo i niezrozumiale, że jest to jedno z podstawowych pojęć, skalarna wielkość fizyczna określająca kolejność zdarzeń oraz odstępy między zdarzeniami.

Czas może być rozumiany jako:

  • chwila, punkt czasowy,
  • odcinek czasu,
  • trwanie,
  • zbiór wszystkich punktów i okresów czasowych,
  • czwarta współrzędna czasoprzestrzeni w teorii względności.

Konia z rzędem temu, kto to przetłumaczy na język zrozumiały dla ludzi. A tak na marginesie, dlaczego teksty naukowe są tak nieprzyswajalne? Student, żeby coś zrozumieć, musi się obłożyć encyklopediami, tak jak ja w tej chwili. Wyjaśniając jakieś słowo, napotyka na kolejne niezrozumiałe słowa tłumaczące tamto pierwsze, tłumacząc te następne spotyka kolejne i w końcu dochodzi do słowa, którego nie rozumiał na początku. Bogu dzięki nie jestem studentem i muszę dociekać co Einstein miał na myśli pisząc w teorii względności o czwartej współrzędnej czasoprzestrzeni. A jeszcze jeden naukowiec, Anglik, Arthur Eddington, wymyślił w 1927 roku „strzałkę czasu”. Oznacza ona kierunek upływu czasu. Czas upływa zawsze w kierunku od przeszłości do przyszłości czyli jest jednokierunkowy, asymetryczny i nieodwracalny. Czas można podzielić na przeszły, teraźniejszy i przyszły. Niemniej z tym teraźniejszym jest kłopot bo granica z czasem przeszłym jest trudna do określenia. Takie „teraz” to ułamek sekundy, gdy kończymy mówić jakieś zdanie, nie zdajemy sobie sprawy, że jego początek to już czas przeszły. Tylko w gramatyce te pojęcia są jasno określone.

I w ten sposób doszedłem do końca tych rozważań. Wiem jedno, straciłem na nie masę czasu, ale jeżeli czas pozwoli, będę rozważał dalej. Może dojdę do jakichś wniosków. Kufelek zacnego piwa zaiste mi w tym pomoże. Ale tylko jeden kufelek, bo po większej ilości mógłbym sam znaleźć się na orbicie…