ISON

          Lecą na nas 4 komety. No może nie na nas bezpośrednio, ale mniej więcej  w naszym kierunku w granicach błędu kilkudziesięciu milionów kilometrów. To mówią astronomowie, natomiast piszący na portalach internetowych typu onet lub interia plotą jak Piekarski na mękach. Przypomnę, że Michał Piekarski herbu Topór był polskim szlachcicem, który, jak byśmy teraz powiedzieli był chory psychicznie. Usiłował on zabić króla Zygmunta III Wazę. Jest jedynym zamachowcem w naszej historii, który targnął się na życie króla, zresztą nieskutecznie (w innych, nawet sąsiednich krajach duszenie, sztyletowanie oraz trucie władców było przyjętą formą zmiany panującego. Teraz od tego mamy wybory). Zamach się nie udał i Piekarskiego wzięto na tortury żeby wydał ewentualnych mocodawców. Piekarski, któremu to wydarzenie ostatecznie zmąciło umysł, mówił od rzeczy, co przeszło do przysłowia. Los Piekarskiego był tragiczny, obcięto mu dłoń, a potem pozostałe członki, ciało poćwiartowano i spalono, a prochami nabito armatę. Teraz poszedł by do psychiatryka na parę lat, potem by go wypuścili, napisałby książkę i udzielał wywiadów w telewizji. Kto wie, może wziąłby się za politykę, a tam nikt by nie zauważył, że ma coś z głową.

          Wracając do komet, nie zagrażają one Ziemi bezpośrednio, bo odległości są ogromne. Ale gdyby były trochę bliżej mogło by to zakłócić nam sen. Bo pomyłki astronomom się niestety zdarzają. Choćby ostatnio, gdy nie zauważyli meteorytu, który wybuchł nad Czelabińskiem albo gdy przelatywała ta słynna asteroida DA 14 pomylili się raptem o 6 i pół tysiąca km. Niedawno, bo 29 października przelatywała koło Ziemi asteroida UV3, odkryta 4 dni wcześniej! Minęła Ziemie w odległości 280 tys. km z prędkością 60 tys. km/h i miała średnicę ok. 27 metrów. A kilka dni wcześniej astronomowie zauważyli asteroidę UX2 gdy zbliżyła się na odległość 150 tysięcy kilometrów do Ziemi i gdyby leciała na nas mielibyśmy tylko czas odmówić pacierz. Dla przypomnienia: średnia odległość Księżyca do Ziemi to 380 tysięcy kilometrów.

          A więc mamy cztery komety: C/2012 S1 (ISON), która miała być "kometą stulecia", 2P/Encke - stały bywalec okolic Słońca, bo pojawia się co parę lat, C/2012 X1 (LINEAR), która niespodziewanie wybuchła i pojaśniała oraz C/2013 R1 (Lovejoy). Odkrył ją na początku września Australijczyk Terry Lovejoy, astronom-amator (musi to być przykre dla naukowców dysponujących ogromnymi teleskopami z Hubblem na czele). Co do ISON to nie wiadomo czy przetrwała otarcie się o Słońce. Jest zbudowana przede wszystkim z lodu, a ten jak wiadomo jest mało odporny na temperatury powyżej 0 stopni Celsjusza. (Celsjusz, wielki szwedzki uczony, jak piszą dzieci w wypracowaniach „był twórcą temperatury”. W pewnym sensie jest to prawda. Ciekawostką jest fakt, że u niego punkt zamarzania wody był oznaczony liczbą 100, a punkt wrzenia tejże – 0. Pomylił się podobno pierwszy wytwórca termometrów umieszczając skalę odwrotnie). Wszystkie komety ponoć widać przez lornetkę tuż przed wschodem Słońca na południowo-wschodniej części nieba. Choć niektórzy mówią, że ISON się roztopiła. Ktoś na pewno łże, a ja nie mogę sprawdzić jak jest naprawdę, bo wszędzie mam drzewa.

          Pojawienie się komety zawsze wróżyło wielkie wydarzenie na naszej planecie. Gwiazda Betlejemska podobno też była kometą. Co się teraz zdarzy, kto wie. Na razie mamy 7 nowych ministrów, w tym: filolog orientalny jest ministrem infrastruktury, dziennikarka – ministrem edukacji, inżynier nawigator – ministrem środowiska, nauczyciel wu-efu – ministrem sportu. Czyż to nie jest wielkie wydarzenie? Jeśli dodamy do tego ministra spraw wewnętrznych, który jest filozofem historii, ministra obrony po Szkole Handlowej, i ministra rolnictwa - dyrektora SKR (Spółdzielnia Kółek Rolniczych, choć mówiono także Smutny Koniec Rolnictwa), mamy pełny obraz „rządu fachowców”. Czy ma to związek z kometą? Może…

          A jeszcze nie tak dawno łajano PRL za to, że ministrowie tylko zamieniali stołki i minister zdrowia mógł zostać w następnej kadencji ministrem rolnictwa i odwrotnie.

          I tak przeszedłem od astronomii do polityki. Okazuje się, ze to wcale nie jest daleka droga.