Ze względu na rodzinne przeżycia nie mogłem się skupić by napisać coś sensownego. Nawet teraz nie wiem, czy mi się uda, ostatecznie minął dopiero miesiąc od śmierci mojej Mamy. Ale w ciągu tych tygodni było tyle wydarzeń, że nie można pominąć ich milczeniem. Papież zrezygnował, coś spadło na Czelabińsk, asteroida nas minęła „o włos”, umarł Hugo Chavez, a himalaiści nie wrócili. Ale na początek muszę kontynuować jeden z poprzednich tematów, ten dotyczący związków partnerskich.

 Dlaczego pan Premier z uporem godnym lepszej sprawy tak forsuje zalegalizowanie związków partnerskich, tych hetero i homo? Według sondaży, którym można wierzyć albo nie, tych związków jest w Polsce 5%. Oczywiście nie 5% obywateli, tylko 5% wszystkich par będących w stałych związkach. W końcu 2009 roku w Polsce istniało 8 978 000 małżeństw. Załóżmy, że teraz jest tyle samo. 5% tej liczby to 448 900. Tyle byłoby u nas stałych związków partnerskich, a w tym (cały czas według sondaży) 179 000 związków homo, co wydaje mi się liczbą zdecydowanie przesadzoną.

Jeśli chodzi o pierwszą grupę, to są tam młode pary, które mieszkają razem, a nie są „siebie pewne”, są ludzie po przejściach, którym małżeństwo źle się kojarzy, wreszcie są tacy, którzy drwią sobie z norm społecznych i żyją „na kocią łapę” z czysto hedonistycznych względów. O ile dwa pierwsze przypadki są jeszcze do zaakceptowania na krótką metę, to trzeci zasługuje na potępienie i nie widzę powodu, by przyznawać im specjalne prawa. To jest ich wybór! Skoro nie przestrzegają norm, nie mają praw. Ślub cywilny da im pełnię praw, a przecież jeśli ustawa przejdzie, to i tak będą musieli zarejestrować się w urzędzie lub u notariusza jako para, która chce po sobie dziedziczyć, mieć wspólnotę majątkową, adoptować dzieci, itp. I tak będzie to rodzaj ślubu, a jeśli będzie to umowa u notariusza, to trzeba się będzie przygotować na wydatek większej kwoty niż na ślub cywilny.

Ale to jeszcze mniejsze zło. Najgorzej z tymi parami, które chciałbym nazwać po imieniu, ale będę nazywał parami homo. Najnowszy sondaż wskazuje, że 55% społeczeństwa jest zdecydowanie przeciwko przyznaniu takim parom praw do małżeństwa, a kolejne 25% jest raczej przeciwne. To daje, panie Premierze 80%, a podejrzewam, że sondaż był przeprowadzony w mieście Warszawie. Na wsi ten procent byłby około 95%. Wciąż jesteśmy krajem katolickim, a jeśli nawet nie uznamy homoseksualizmu za grzech, to każdy normalny człowiek przyzna, że jest to niezgodne z naturą. Zdaję sobie sprawę, że są osoby, które są płciowo rozchwiane, tym trzeba współczuć. Ale oni nie wychodzą na ulicę, by prezentować wulgarne zachowania w różnych paradach wolności, oni kryją się ze swoimi skłonnościami i tym powinno się współczuć.

Chcą mieć prawo do adopcji dzieci… Ludzie, trzymajcie mnie! Na kogo dwa samce wychowają takie dziecko? Czy to będzie dwóch tatów, tato nr 1 i tato nr 2? A może jeden tata będzie mamą? A może na zmianę? Już słyszę taki dialog:

-        Tato, gdzie jest mama?

-        W łazience, goli wąsy i brodę.

Jeśli uznamy takie małżeństwo za prawidłowe, to w następnej kolejności będzie łatwiej nadawać prawa kolejnym dewiacjom: dendrofilii (z drzewem), agalmatofilii (z pomnikiem), kazirodztwa, pedofilii i zoofilii (ze zwierzętami). W końcu nawet onaniści zostaną uznani za pełne rodziny… Oczywiście z prawem do adopcji dzieci.

Tu same ojce, tam same matki,

Wolałbym chyba trafić za kratki.

A tu na dodatek Benedykt poszedł na emeryturę! A o nowym papieżu powiada się, że będzie musiał zreformować kościół. Co zrobi? Zniesie celibat, może pozwoli kobietom wstępować do seminarium…

Ale będzie wtedy feta,

Gdy ślub dwóm mężczyznom,

Będzie dawać ksiądz-kobieta.

Gejowski aktywista Warren J. Blumenfeld zdefiniował homofobię jako przekonanie, że heteroseksualizm powinien być jedyną akceptowaną orientacją seksualną oraz jako strach i nienawiść do osób, które pociąga ta sama płeć. Pewnie, że powinien. Możemy kiedyś dożyć dnia, gdy „złodziejski aktywista” powie, że „złodziejstwo jest wyższą formą zdobywania środków do życia” i każdy, kto będzie miał inne zdanie będzie potępiony. I co oznacza termin „gejowski aktywista”? Czy nie można tego sformułować prościej?

18 stycznia 2006 Parlament Europejski w swojej rezolucji zdefiniował homofobię jako "nieuzasadniony lęk i niechęć wobec homoseksualizmu oraz osób homoseksualnych, biseksualnych i transseksualnych, oparte na uprzedzeniach podobnie jak rasizm, ksenofobia, antysemityzm i seksizm".

Nie jestem homofobem, bo nie odczuwam strachu i nienawiści do osób, których pociąga ta sama płeć, odczuwam obrzydzenie. Nie odczuwam nieuzasadnionego lęku i niechęci do tych osób, lęku wcale nie odczuwam, a niechęć jest uzasadniona.

Więcej o tym pisać nie będę, bo od samego pisania zrobiło mi się niedobrze.